Góry Rychlebskie
Autor: Małgorzata K. | Utworzono: 03 listopad 2012 | Kategoria: Artykuły 201220 października 2012 roku wybraliśmy się na - przedostatnią w tym sezonie - wycieczkę w Góry Rychlebskie w Czechach.
Na początku towarzyszyła nam, a raczej kierowcy, mgła. Na szczęście dała za wygraną nim dotarliśmy do celu. Od tej pory pogoda rozpieszczała nas, tylko słońce i błękit nieba. A do tego barwy – cudne żółcienie, pomarańcze, brązy…
Z Ramzowej, miejscowości leżącej na wysokości ok. 750 m n.p.m., wyruszyliśmy o 8.35, by po półtorej godziny dotrzeć na najwyższy szczyt Gór Rychlebskich – Smrk (1226 m n.p.m.) – zalesiony, ze skromnym słupkiem, na którym widnieje nazwa i wysokość.
Szczyt należy do najbardziej płaskich w Sudetach – jak można przeczytać w przewodnikach.
Za nami 376 metrów różnicy wysokości i strome podejście tuż na początku drogi. Za nami indywidualne „wyczyny” - wspinaczka na pochyłe drzewo (na szczęście nie musieliśmy przytaczać przysłowia Gdyby kózka nie skakała…!) i grzybobranie – choć niezbyt obfite.
A przed nami – Przełęcz Trzech Granic (Smrk Hranicnik 1109 m n.p.m.) z rozległą polaną, na której urządziliśmy piknik. Żartom i śmiechom nie było końca. I pierwsze wspólne zdjęcie.
Tu dominowała zieleń. Ruszając w dalszą drogę spodziewaliśmy dotrzeć w także do miejsc, opanowanych przez jesień…
Zielony szlak doprowadził nas w 3/4 godz. do rozdroża Cisarska Bouda (1015 m n.p.m.), a stamtąd czerwony szlak do schroniska Paprsek z 1932 roku - na wysokości 1010 m n.p.m. Tu otworzyła się przed nami przestrzeń, tu nasz wzrok mógł powędrować w kierunku odległych szczytów i jesiennym barwom.
Godzinną przerwę wykorzystaliśmy na delektowanie na tarasie schroniska się miejscowym, lekkim piwem Holba czy też knedlikami z nadzieniem borówkowym – mmniam! Do tego jakże miłe towarzystwo! – czegóż trzeba więcej? A tak, słońca i ciepełka też nie brakowało!
Pamiątkowe zdjęcie na tle schroniska dopełniło całości tego uroczego wczesnego południa.
Kiedy schodziliśmy, przecinając narciarski szlak, nad którym zimą podąża wyciąg krzesełkowy, zaczęliśmy się powoli zatapiać w jesiennych kolorach. Otulały nas one od tej pory coraz częściej.
Wkrótce wkroczyliśmy do Velkégo Vrbna (na wysokości 740 m n.p.m.), osady z 1615 roku. Zazwyczaj podążanie asfaltową szosą nie nastraja nas optymistycznie, ale tym razem mogliśmy o tym nieco zapomnieć, bowiem jesień wkrótce pochłonęła nas całkowicie feerią barw – żółtą, bursztynową, miedzianą, tycjanową, koniakową… Jednego tylko brakowało – zapachu ogniska.
Jeszcze wejście na tradycyjny szlak i podejście na Ostružnik (926 m n.p.m.). A gdy dotarliśmy do miejscowości Ostružná, oczom naszym ukazały się skrzydła wiatraków i liczne pensjonaty przygotowywane do zimowego sezonu.
Tam, w restauracji będącej zapewne własnością jakiegoś fana muzyki (liczne i różnorodne instrumenty porozwieszane na ścianach), raczyliśmy się bądź zupą czosnkową, bądź frytkami, bądź przepyszną kawą latte (a nie wszędzie jest znakomita w smaku).
Około godziny 17.50 dojechaliśmy do granicy, ale nim ją przekroczyliśmy, mogliśmy podziwiać jeszcze jeden jesienny cud natury – mgłę wkraczającą na polanę, otulającą krzewy, drzewa i nas…
A Ola przypomniała słowa piosenki Czerwonych Gitar:
Płoną góry, płoną lasy w przedwieczornej mgle…
Obraz ten zapewne na długo pozostanie w naszej pamięci. I na fotografiach.
Do zobaczenia na szlaku w listopadzie :-)
Ciekawe, czym zaskoczy nas pogoda?
Podsumownie
24 kilometry; 8 godzin 30 minut; max. Prędkość – 8 km/godzinę