Izery
Autor: Małgorzata K. | Utworzono: 20 styczeń 2013 | Kategoria: Artykuły 2013Góry Izerskie zimą - nieoficjalne rozpoczęcie sezonu
5-6 stycznia 2013r.
dziewięcioro „Skalnikowców” (4 kobiety, 5 mężczyzn)
pomysłodawcy: Mirek S. i Marek
dzień 1.
Pogoda zapowiadała się „jesiennie” – wokół deszczowo, wietrznie,z temperaturą +5˚ C, barrowo…
Rzeczywiście, podczas podróży i w czasie podejścia do pierwszego dzisiaj celu – na Skopiec (724 m n.p.m.) w Górach Kaczawskich – mniejsze bądź większe strumienie wody lały się na nas z nieba. Tym razem nie mogliśmy usiąść pod rozłożystym drzewem czy wśród łubinów, jak to było pamiętnego czerwcowego dnia… Tym razem – dla odmiany - trochę błota, czasem mocniejszy powiew wiatru, stada chmur i okrojone widoki. O godz. 10.00 było już „po wszystkim”.
Szklarska Poręba przywitała nas… deszczem…
Wizyta w punkcie IT, zdziwienie, że o tej porze roku można urządzać spływ kajakowy!!! (to Czesi -wzburzoną rzeką Kamienną), wynajem buso-taksówki do Świeradowa Zdroju. Tu szukanie ważnego miejsca: czerwonej kropki – symbolizującej początek GSS!
Ach! Uzdrowisko przywitało nas… deszczem…
Aby nieco zapomnieć o lejącej z nieba wodzie, wstąpiliśmy do Domu Zdrojowego z 1899 roku, posiadającego najdłuższą w Sudetach krytą halę spacerową. Ładna.
13.00 – wychodzimy w góry z wysokości około 500 m n.p.m. Początkowo asfaltową drogą, by potem – za domami „Czeszka” i „Słowaczka” – skręcić w las i znowu wyjść na asfalt, ale już pokryty śniegiem i lodem… Czyżby jakieś oznaki zimy? Oj, tak! Gdy wkrótce dotarliśmy w pobliże stoku narciarskiego, śnieg towarzyszył nam już nieustannie przez koleje godziny i kolejny dzień – nie wyłączając zawiei i śnieżycy…
Stromemu podejściu na szczyt Stogu Izerskiego (1105 m n.p.m.) w zaspach sięgających kolan – chyba że ktoś miał pecha… - towarzyszył silny wiatr. W końcu dotarliśmy! Potem jeszcze kilka dodatkowych metrów w przeciwną niż schronisko drogę… (żeby wypróbować jutrzejszy szlak!) i ok.16.00 znaleźliśmy się w schronisku PTTK (z 1924 roku), na wysokości 1060 m n.p.m.
Wspólne obiadowanie przy grzanym piwie, ustępujące zmęczenie… Miło… A w schroniskowej jadalni byliśmy o tej porze już jedynymi gośćmi.
Postanowiliśmy, że wieczorem – w świetle czołówek i latarek – udamy się na spacer w kierunku dwóch szczytów, polskiego i czeskiego, Smrek (1123 m) i Smrk (1124 m). Tuż po wyjściu ze schroniska powitał nas magiczny krajobraz: drzewa urokliwie otulone śniegiem. Z pobliskiego stoku, niemal pustego, docierały do nas odblaski zapalonych reflektorów – takie przydymione, przymglone. A my oddalaliśmy się w kierunku mroku. Śnieg nieznacznie chrupał pod butami, oznaka, że jednak trochę się oziębiło. Na Przełęczy Łącznik zdecydowaliśmy o powrocie – do szczytów mieliśmy około kwadransa, ale nie zimą…
Wieczorem zaś jeszcze nieodzowne biesiadowanie.
Podsumowanie
13,5 km; 5 godz. 30 min
dzień 2.
Zegar rozpoczął odliczanie o godz. 8.30, gdy w pełnym rynsztunku stanęliśmy przed schroniskiem gotowi do wyjścia. Drzewa pokryte śniegiem wyglądały cudnie. Tylko słońca brakowało. Na początku przeraził nas drobny deszczyk, który na szczęście dosyć szybko przeszedł w drobny śnieg, a potem w sam śnieg, czasami naprawdę gęsty - do tego zdarzały się mocniejsze porywy wiatru, czyli zamiecie… A do tego śnieg na trasie (przebiegającej na wysokości ok. 1000 m n.p.m.) – po kostki, po kolana, po uda… w zależności od wzrostu albo od… szczęścia… Za to jak smakował każdy łyk gorącej herbaty! Jak cieszyliśmy się każdym zacisznym kącikiem na postojach!
Stóg Izerski (1105 m n.p.m.), Polana Izerska (965 m), Podmokła (1001 m), Mokra Przełęcz (941 m), Sine Skałki (1122 m), Przednia Kopa (1114 m) i – najwyższy szczyt Gór Izerskich zdobyty tylko przez Mirka S. w towarzystwie trzech młodych żołnierzy – Wysoka Kopa (1126 m n.p.m.). Dlaczego? Bo śnieg po uda okazał się silniejszy… Zresztą Mirek też w pewien sposób przekonał się o jego mocy, prezentując nam potem nieco nadszarpnięte spodnie…
Jeszcze: nieczynna kopalnia kwarcu „Stanisław”, Zwalisko (1047 m) z grupą skałek, Rozdroże pod Zwaliskiem (999 m) i – od bardzo, bardzo długiego czasu tęsknie wypatrywane – schronisko na Wysokim Kamieniu (1058 m). A tam – wspaniały, gorący piec kaflowy… Rozgrzewające grzane piwo z sokiem malinowym bądź imbirowym i posiłek zjedzony bez udziału wiatru i śniegu. Możliwość zmiany skarpet…, przesuszenia rękawiczek i czapek... Jakże zwyczajna, a jednocześnie jak pożądana chwila wytchnienia…
Schronisko opuściliśmy ok.16.25, pospiesznie robiąc grupowe zdjęcie, wszak słońce zaszło już ponad kwadrans temu (tylko kto dzisiaj widział słońce?)… Czas na czołówki. Dopiero teraz, podczas godzinnego zejścia do Szklarskiej Poręby, zaczęliśmy tracić wysokość. Gdzieś w połowie drogi stopniowo znikał śnieg, a na jego miejsce pojawił się… deszcz. W miasteczku nadal było jesiennie. Niesamowita różnica.
17.30 – stanęliśmy przy samochodach…
Podsumowanie
22 km 350 metrów – w śniegu!;
9 godzin (z pobytem w schronisku)– choć czas letniego przejścia (bez odpoczynku) to 5 godzin….
Góry zimą i góry latem – dwa światy!...